– Ta historia zaczyna się 18-20 miesięcy temu i związana jest przede wszystkim z atrofią reżimu Bojka Borisowa, który rządził z krótkimi przerwami 15 lat. Dla wszystkich obserwatorów spraw publicznych w Bułgarii było jasne, że gdzieś ta sprawa musi skończyć. Wszyscy, łącznie ze mną przejawialiśmy takie naiwne nadzieje, że ta wielka smuta po transformacyjna odejdzie i pojawi się szansa na coś nowego. Rzeczywistość sprowadziła nas na ziemię i pokazała, że coś nowego jest, ale nie musi być o wiele lepsze niż to, co mieliśmy wcześniej, a może nawet być gorsze. O jakości postborisowskiej Bułgarii nie ma jeszcze jasności. Natomiast przede wszystkim czynnikiem, który należy brać po uwagę są międzynarodowe centra władzy. W Bułgarii, 60%-70% kwestii, które mają poważny polityczny ciężar decyduje się nie w samej Bułgarii, ale gdzieś za granicą. To może być Waszyngton, Berlin, Bruksela, to zależy o jaką konkretnie sprawę chodzi. Może zabrzmieć to szokująco dla polskiego odbiorcy, Bułgaria jest krajem bardzo niesamodzielnym jeżeli chodzi o własną polityczną i państwową funkcjonalność – mówi Bojan Stanislawski – korespondent bułgarskiego radia w Warszawie, dziennikarz.
Podden och tillhörande omslagsbild på den här sidan tillhör Dziennik Gazeta Prawna. Innehållet i podden är skapat av Dziennik Gazeta Prawna och inte av, eller tillsammans med, Poddtoppen.