Ojciec tej nocy nie mógł spać. Już od kilku tygodni nawiedzały go koszmary i budził go ze snu zlanego potem, a później nie mógł już zasnąć do samego rana. Kiedy pierwszy kur zapiał, wstawał z łózka i przygotowywał śniadanie dla rodziny, choć pod powiekami czuł piasek, a mięśnie miał obolałe.

Żona spała twardo snem sprawiedliwej. Uśmiechała się nawet przez sen, nieświadoma tragedii, jaka spotkała ich rodzinę. Jaka spotkała jego. Wstawała co rano szczęśliwa jak skowronek, budziła synków, pomagała mężowi robić śniadanie. Włączała też czarnobiały telewizor, który od kilku tygodni emitował nowy poranny program Kawa czy Herbata. To był dla niej oddech wolności, demokracji i kapitalizmu, na który tyle lat czekała. I którą poznawała dzięki serialowi Dynastia.

Ojciec tym kapitalizmem nie był zachwycony. To przez kapitalizm stracił pracę w zakładzie. To przez kapitalizm nie mógł spać i tej nocy nie zmrużył nawet oka. I to kapitalizm zmusił go do tego, co zamierzał zaraz zrobić.

Kręcił się wiele kwadransów w łóżku, kiedy położyli się z nieświadomą niczego żoną spać. Było mu na przemian zimno i gorąco. Było mu duszno i nie mógł oddychać. Później zaczęło go męczyć sapanie synów, którzy spali w tej samej izbie. Ciepło żony było nie do wytrzymania. Wreszcie wstał i poszedł do kuchni.

Mieszkali w jednopokojowej chacie. Dziś powiedzielibyśmy kawalerka z aneksem kuchennym. Kwadratowy dom o powierzchni może trzydziestu metrów kwadratowych, bez ścian działowych, w którym mieściły się dwie wersalki, stół z krzesłami, szafa z ubraniami, zlewozmywak, nieiwelka lodówka i kuchenka węglowa. No i telewizor, o którym wspomniałem wcześniej. Wewnątrz czuć było stęchlizną i wędzarką, mimo że od kuchenki odchodził komin za okno.

Ojciec usiadł przy stole i ze smutkiem patrzył na śpiącą żonę oraz na swoich synów, śpiących w drugim posłaniu. Kocham ich – pomyślał, uroniwszy łzę. Rozpacz rozrywała go od środka. Drżał ze strachu, ale z minuty na minutę był coraz bardziej przekonany, że musi to zrobić, że nie ma innego wyjścia.

Pociągnął nosem i dostrzegł w szarzyźnie poranka, że jeden z synów się przebudził. Przetarł oczy i spojrzał na ojca. Wygramolił się z łóżka i chwiejnym, zaspanym krokiem podszedł do stołu.

– Co tam, synek? – zapytał ojciec.

– Pić mi się chce – odparł tamten, trąc piąstką oczy. Na nim zwisała stara ojcowska koszula, w której malec spał.

– Napijesz się mleka? – zapytał ojciec, a malec pokiwał głową. – Czekaj, naleję ci.

Otworzył lodówkę i wyciągnął plastikowy woreczek z mlekiem. Nalał do szklanki i podał synowi, który chwycił naczynie oburącz. Ojciec patrzył, jak syn pije mleko i pomyślał sobie, że za miesiąc, może dwa, nie będzie go już stać na mleko. Nie będzie go stać na jedzenie. O książkach czy ubraniach do szkoły nie chciał nawet myśleć. Co to za życie?

Synek dopił mleko, westchnął zadowolony i wytarł usta wierzchem dłoni.

– Wracaj spać, synek – powiedział ojciec. – Wracaj spać.

Patrzył jak malec drepcze w kierunku łóżka, które dzielił z bratem, i wskakuje na nie, wślizgując się zwinnie jak małpka pod kołdrę. Kochał tego malca. Podobnie jak kochał drugiego. Podobnie jak kochał swoją żonę.

Podden och tillhörande omslagsbild på den här sidan tillhör Tomasz Szczepański. Innehållet i podden är skapat av Tomasz Szczepański och inte av, eller tillsammans med, Poddtoppen.