Mętne światło sączyło się przez brudne szyby w oknach skośnego sufitu na poddaszu kamienicy przy Eccles Street 7. W świetlnej smudze unosiły się pyłki kurzu, który popielato zalegał w pomieszczeniu, odbarwiając wszystko, co się tu znajdowało. Jak w Pompejach, pomyślał Leon, który przebudził się już jakiś czas temu i leżał teraz z na wpół otwartymi oczyma i obserwował swój nowy dom, stojący po środku Dublina.

Czas zatrzymał się na tym poddaszu całe dekady temu. W rogu, pod ukośnym dachem, zalegały pokryte popielatą warstwą kurzu butelki po guinnessie i whiskey. Opadała na nie srebrzysta i delikatna pajęczą woalką, w której mieniły się poranne promienie słońca. W rogu stał stary fotel o niegdyś zielonym obiciu, z którego wychodziły jakieś zardzewiałe sprężyny, obok niego, w stojaku imitującym kość słoniową, tkwiły połoamane, wykrzywione parasole, porwane już dawno przez wichury, od lat nieprzydatne, a jednak niewyrzucone przez jakiś niezrozumiały kaprys. Dalej jakiś żeliwny wieszak z powyginanymi ramionami, z którego zwisał czarno-popielaty płaszcz nieprzemakalny i wysłużony kapelusz, a pod nim para gumiaków. Jak gdyby ktoś, kto właśnie przybył do tego pokoju, rozpłaszczył się i chciał zaraz wyjść, ale zaległ i pozostał tu na wieki.  

Jak w Pompejach – pomyślał znowu Leon i przypomniały u się słowa jakieś powieści Maxa Frischa: można z rękami w kieszeniach spodni wędrować po pokojach i wyobrażać sobie, jak tu dawniej żyli ludzie, nim zasypał ich gorący popiół. 

Łóżko skrzypnęło boleśnie, gdy Leon się poruszył. Podniósł się i opuścił stopy na podłogę. Poczuł nagie deski i kurz, który wchodził mu między palce, jak piasek nad morzem. Czuł w sobie jaką niezrozumiałą radość i lekkość. Nie myślał o Strzelbickim, którego dostrzegł wczoraj na lotnisku, zapomniał o zmartwieniach. Wstał z łóżka i kilkoma krokami przeszedł długość pokoju do przeciwległego okna. Przekręcił zardzewiałą klamkę i pchnął je. Świeże dublińskie powietrze wtargnęło do środka i wyparło zakurzona stęchliznę. Stolica Irlandii, pomyślał Leon, wychylając głowę i patrząc na wąskie uliczki, po których przechadzali się kiedyś James Joyce, Jonathan Swift, Oscar Wilde, Samuel Beckett – – –

Podden och tillhörande omslagsbild på den här sidan tillhör Tomasz Szczepański. Innehållet i podden är skapat av Tomasz Szczepański och inte av, eller tillsammans med, Poddtoppen.